Pytanie tytułowe jest jednym z tych, które padają dość często przed albo na samym początku podjęcia pracy z Klientem i jego zwierzakiem. Gwoli ścisłości – fajnie, że występuje… Niemniej jednak jest kilka aspektów pracy behawioralnej ze zwierzęciem, na które warto zwrócić uwagę aby z jednej stronny wytłumaczyć psa czy kota, z drugiej – uspokoić opiekuna.
Coraz częściej spotykam się z niemożliwymi do zrealizowania oczekiwaniami i to główny powód powstania tego artykułu. Co ciekawe, to ograniczenie nie dotyczy tak na prawdę pracy behawiorysty, ale możliwości zwierzaka, który ma określony problem i potrzebuje przestrzeni (czasu, miejsca, etapowości, powtórek…) i pozytywnego wsparcia opiekuna (akceptacji i braku ciśnienia z jego strony), aby się z kłopotem zmierzyć i poradzić sobie z zadaniem. My (behawiorysta + opiekun) możemy to ułatwić, albo utrudnić.
Waga problemu
Dużo zależy od samego problemu. Od tego, z czym zarówno opiekun jak i zwierzak ma się zmierzyć. Łatwiejsze zadania na ogół zajmą mniej czasu, trudniejsze, bardziej rozbudowane – więcej. Inaczej będzie wyglądała praca nad wypracowaniem komendy “siad” u psa a inaczej nad połączeniem zwierząt odmiennych gatunków (o ile w ogóle będzie to możliwe). Złożoność założonego zadania będzie determinowała jego etapowość, wielowątkowość, ta z kolei wpłynie na ilość powtórzeń a zatem – rozciągnięcie w czasie zadania. Mało tego, może się okazać, że ćwiczenie jest niewykonalne, bo założone etapy są zbyt trudne dla psa czy kota i wymagają modyfikacji “w trakcie”, dokładania etapów, rozbijania na czynniki pierwsze w naszych oczach błahego ćwiczenia.
Możliwości zwierzęcia
To moim zdaniem element najtrudniejszy i kluczowy. Niestety rzadko mamy na niego wpływ, chociaż to nie tak, że nie mamy go wcale. Każdy zwierzak jest inny, dlatego mimo wielu dostępnych narzędzi podejście zarówno behawiorysty jak i opiekuna musi być otwarte. Większą elastyczność w pracy nad sobą mają zwykle zwierzęta lepiej socjalizowane, niż te które pobawione były tego procesu, albo odbył się on w formie szczątkowej. Niemniej jednak zawsze należy próbować poprawić sytuację trudną niezależnie od przygotowania psa czy kota – trzeba mieć jednak świadomość, że ten z gorszą (czy żadną) przestrzenią na zmiany może nie wykonać planu w 100%… i to zaakceptować. Nie ma jednak gwarancji, że zwierzak doskonale przeszkolony do życia z człowiekiem w całości takowy wykona! Tu ważne będą także walory osobowościowe, geny czy temperament.
Narzędzia i techniki pracy
Poszukiwania metod “na tego konkretnego kota czy psa” może zająć tygodnie czy miesiące, a może zadziałać “coś” niemal przypadkiem. Warto zacząć od typowych, często działających patentów, ale można też sięgać po rozwiązania awangardowe (jak muzykoterapia czy aromaterapia). Z tego powodu warto wdrażać zawsze kilka technik, czy ćwiczeń aby sprawdzić, z którym zwierzę radzi sobie najlepiej albo odczuwa najwięcej przyjemności/satysfakcji z realizacji konkretnego zadania.
Z pewnością jednak możemy:
- nie wprowadzać szumu informacyjnego – być precyzyjnym przy wydawaniu poleceń, mieć dobry timing reglamentując wzmocnienia (podając smakołyki, nagradzając zabawą, słowem czy kontaktem socjalnym), nie zmieniać poleceń (komend) w trakcie, etc.
- dostosować zadanie do zwierzęcia indywidualnie i nie wymagać zbyt dużo jednorazowo – co będzie frustrujące zarówno dla ludzi jak i zwierzęcia – jeśli mamy psiaka z zaburzeniami separacyjnymi, który nie wytrzymuje wyjścia opiekuna za drzwi, ponieważ “zapala” się wcześniej, nie ma mowy o pracy na tym etapie – musimy wrócić/cofnąć się do momentu gdzie następuje pierwsza reakcja i spróbować ją przepracować, podobnie jeśli z innych powodów zadanie
- nie stresować dodatkowo – nie zawsze zwierzę “załapie” od razu, co bywa powodem ludzkiej frustracji, którą chcąc nie chcąc przelewamy na trenującego zwierzaka, utrudniając w ten sposób jego zadanie, strofując go, uciekając się do metod awersyjnych, zamiast traktować zadanie jako element wspólnie spędzanego czasu
- pracować systematycznie – brak regularności może być zabójczy dla postępów w pracy nad sobą i w takim wypadku ciężar niepowodzenia opiekun z pełną świadomością powinien wziąć na siebie.
Presja czasu…
bywa trudna do zniesienia, szczególnie, gdy od rezultatów uzależnione jest “być, albo nie być” w tym wynajętym mieszkaniu (bo sąsiedzi już dawno stracili cierpliwość do szczekliwości psa i grożą skargami, a właściciel tylko szuka pretekstu) czy z powodu zbliżającego się urlopu lub krótkiego wyjazdu (a kot nie chce za nic wejść do transportera…)…
Niemniej jednak uderz się Czytelniku w pierś i zastanów, co zrobiłeś aby temu dramatowi zapobiec?
Najczęściej błędy wychowawcze powielane przez lata, nad którymi można było zapanować dużo wcześniej, ale… zawsze była jakaś wymówka, kończą się właśnie takimi obrazkami. Zachowanie negatywne utrwalone przez kilka miesięcy będzie wymagało tyle samo czasu na naprawę… Zatem nie ma na co czekać! Jeśli zauważacie zaburzenie behawioralne, rosnący problem – pracujcie. Nie wiecie jak? Szukajcie, kształćcie się. Nie macie czasu, nie możecie znaleźć, nie wiecie jak się z nim uporać – poproście o pomoc specjalistę, który doradzi co i jak. Dróg jest wiele… najgorsza to sprawę zostawić tak jak jest…
Do brzegu… to ile to potrwa?
Jeśli czytaliście wnikliwie – już wiecie 😉 Tyle ile się psuło, tyle będziemy naprawiać. W wielkim skrócie.
Czy czasem te prognozy bywają bardziej optymistyczne? Czasami tak… ale jak wyżej – zawsze zależy to od (po 1. i najważniejsze) zwierzaka i (po 2. nie mniej ważne) jego opiekuna.
Czy bywa gorzej i dłużej naprawiamy niż psuliśmy? Bywa i tak, a nawet gorzej – zdarza się, że zwierzę już nie ma przestrzeni na pracę nad danym problemem (szczególnie, gdy jego trauma jest bardzo silna, albo problem utrwalany latami, lub zwierzę ma bardzo dużo różnych spraw do przepracowania). Zdarza się, że kłopot przerasta zwierzaka i jest w stanie pracować tylko do konkretnego momentu. Ani milimetra dalej. Jednak nie powinno to zagrożenie zwalniać opiekuna z pracy – zawsze jest nadzieja na wypracowanie więcej. A czasami to jest wystarczające, aby pies, kot i człowiek czuli się lepiej i bardziej komfortowo, lub odczuwali mniejszy stres. Przykładowo traumatyczny wyjazd do weterynarza nie musi trwać 3h (bo zakłada stres już momencie wejścia do transportera którego kot nie cierpi) a 30 min (o ile przepracujemy trudy akceptacji transportera, zamknięcia w nim kota, umówimy się na konkretną godzinę, itd.).
Nikt z nas nie jest idealny i oczekiwanie od zwierzaka, że taki będzie albo że jego postępy takie będą – jest nie fair. Nie traćmy tego z oczu i spróbujmy wyjść na przeciw tym ograniczeniom, dając czas na pracę z problemem. Wszystkim wówczas będzie dużo lżej 🙂